Zakładki

piątek, 24 kwietnia 2015

dzień jak codzień

Rano około 8.00 słysze budzik gdzieś w oddali, daleko ale chcwilka nie to niemożliwe, że to mój... a jednak. Przekręcam się wyłączam to paskudztwo, przekręcam się żeby jeszcze na chwilkę wtulić się w malutkie, cieplutkie ciałko. Odwracam się i wita mnie najpiękniejszy uśmiech na świecie i słowa: "mama kisa" i dostaję buziaka. Świat staje się piękniejszy.
Chwilkę przytulamy się, śmiejemy, Żuczek jest jeszcze lekko zaspany i taki spokojny. Wiem, że to nie potrwa długo i zaraz obudzi się w nim lew i zacznie dzień z siłą huraganu.




Wstajemy myjemy buzki i ząbki, ubieramy się i schodzimy na dół. Czas na śniadanko i Mickey mouse clubhouse. Żuk wcina swoje śniadanie, ja mam chwilkę na śniadanie i szybkie przejrzenie co tam w wirtualnym świecie słychać.

Po śniadanku ubieramy się i idziemy na playgroup. 1,5 godzinny szaleństwa z dzieciakami. Maluchy szaleją a mamy mają chwilę czasu na rozmowy i kubek ciepłej herbaty.
Po zabawie jest czas na małe zakupy w pobliskim sklepiku, Jak jest ładna pogoda idziemy jeszcze na chwilkę na plac zabaw a potem wracamy do domku.


Między 12 a 12.30 jesteśmy już w domu. Żuczek biega po ogrodzie a ja w tym czasie przygotowuje lunch. Po lunchu jest jeszcze chwila na Mickey Mouse Clubhouse (Żuczek uwielbia wszystko co dotyczy Myszki Miki - mamy Miki na ubraniach, ręcznikach, ciuchach i oczywiście furę zabawek miki).
Około 13.30-14 Żuczek odpływa do krainy Morfeusza a ja mam czas dla siebie i na wszystkie obowiązki domowe, których nie udało się zrobić do tej godziny. Najczęściej nastawiam obiad, który wcześniej jest już przygotowany, ogarniam zabawki i co tam jest jeszcze do ogarnięcia.
Nastawiam wodę i już czekam na kawkę, którą wypije w ciszy przed komputerem lub jedną z ulubionych gazetek. To jest taki czas, który muszę jak najlepiej wykorzystać, wycisnąć jak cytrynę.




Żuczek śpi zazwyczaj do 16 - 16.30. Budzi się a ja jestem gotowa żeby wyjść do pracy, a mąż właśnie przyszedł do domu. Biegnie szybko wziąć prysznic, a ja powoli budzę Żuka jeżeli sam się jeszcze nie obudził. Mężulo schodzi na dół i przejmuje malucha a ja pędzę do pracy.

Gdy jestem w pracy staram skupić się na niej w 100 procentach ale gdzieś tam z tyłu głowy cały czas myślę jak tam moje chłopaki, co robią, czy już są po kąpaniu czy kolacja zjedzona...
Gdy wracam to Żuk czasami jeszcze nie śpi i wtedy wita mnie ten sam piękny uśmiech co rano. Idziemy razem spać. Jeszcze tylko chwila na czytanie bajeczek i wygłupy, a potem razem zasypiamy. Ja chyba czasem wcześniej niż Żuczek.

Tak wygląda jeden z naszych dni. Nie każdy, niektóre, są lepsze, bywają gorsze. To są nasze dni, najlepsze.....

środa, 15 kwietnia 2015




Dziś będzie troszkę o sprzętach agd i o ułatwianiu sobie życia. Wiadomo, że w dzisiejszych czasach co chwile słyszymy o nowościach w tej dziedzinie. Odkurzacze, które same odkurzają, mopy i urządzenia parowe, które myją wszystko do perfekcji bez naszej pomocy, roboty kuchenne, które prawie że za nas zrobią ciasta i inne mieszanki ;-).

Ja dziś chciałabym napisać o czymś co nie robi wszystkiego za mnie, ale bardzo ułatwiło mi życie, zaoszczędziło dużo czasu i miejsca.
Zacznę od tego, że mieszkam w takiej części świata gdzie słońca i ciepła jak na lekarstwo. Zima trwa tu 8 miesięcy i nie chodzi mi tu, że mam mróz i śnieg po kolana. Bardziej o to, że jest zimny, mroźny wiatr, pada deszcze prawie codziennie i nigdy nie wiadomo jak bedzie na następny dzień. Ba nawet nie wiadomo jaka będzie pogoda za godzinę.
A poza nienajlepszą pogodą nie mam za wiele miejsca w domu. Co wiąże się z tym, że brak mi miejsca na rozłożenie suszarki na pranie i czekanie aż ono wyschnie. Ktoś kto mieszka w Anglii wie o czym mówie. Pokoje tu nie są za wielkie, a przedpokoje są wąziutkie. Ma to swoje plusy, bo mieszkanie jest łatwo ogrzać zimą i nie wiąże się to z wielkimi kosztami. Ale coś za coś.

Dlatego zdecydowałam się na zakup suszarki do prania. Suszarki typu condenser czyli takiej, której nie trzeba podłączać do żadnych rur. Ma ona zamontowany zbiornik na wodę, który opróżnia się po zakończeniu suszenia.

Suszarkę zakupiłam w zeszłym roku w sierpniu, piszę o niej dopiero teraz bo jak wspomniałam we wcześniejszym poście miałam problem z dodawaniem zdjęć i chciałam ją porządnie przetestować.
Moja suszarka to Bosch WTY86790GB Heat Pump Condenser Tumble Dryer - model jak na zdjęciu.

I powiem wam, że to cudeńko odmieniło moje codzienne życie. Nie muszę martwić się gdzie powieszę pranie, nie muszę rozkładać prania na kilka razy, bo nie ma miejsca żeby je powiesić. Po prostu jestem w niebie. Przekładam tylko wyprane pranko do suszarki i wybieram program do suszenia i clik - i mogę iść pić kawkę, a wszystko się suszy samo!!!!!. Po zakończeniu cyklu wylewam tylko wodę i to wszystko.

Oj jak ja kocham to urządzenie, nie mam nigdzie porozwieszanych prań po kaloryferach ani poustawianych suszarek z praniem po pokojach. Nie dowiary jak takie cuda ułatwiają nam życie :-D

A dodatkowym jej plusem, którego nie przewidziałam jest to, że działa na Żuczka jak jakaś najlepsza zabawka. Uwielbia kiedy ona działa. może siedzieć przed nią i patrzeć jak ciuchy się susza i jak świecą światełka.

Obawiałam się o rachunki za prąd, ale nie zwiększyły się one wogóle. Używam suszarki raz lub dwa razy w tygodniu. Od momentu zakupy płaciłam już dwa rachunki za prad i były one praktycznie takie same jak przed zakupem suszarki. 

Jeżeli ktoś z was rozważa zakup suszarki ja polecam z całego serca. A typ consider już wogóle jest super. Można ją przestawiać i przenosić w razie potrzeby nie musi być podłączona do żadnych rur z wodą czy ściekami super.

Zdjęcia pochodzą ze strony internetowej www.currys.co.uk 

niedziela, 12 kwietnia 2015

Powrót i Teneryfa

Oh jak mnie długo nie było w blogowym świecie. Oczywiście czytałam moje ulubione blogi ale nie mialam ochoty pisac nic na swoim. Wszystko przez to, że mój laptop odmówił posłuszeństwa i przez dobre pół roku (jak nie dłużej) nie mogłam dodawać zdjęć do postów. Oj jak ja się wkurzałam za każdym razem kiedy siadałam i chciałam dodać nowy wpis. Ile brzydkich słów (wiecie dokładnie jakich ) leciało kiedy zdjęcia nie chciały się ładować. Ile wieczorów siedziałam i czytałam jaka może być przyczyna..... oj szkoda pisać.
A rozwiązanie jakie proste trzeba było zrobić formatowanie kompa i jest ok. Tak to jest jak sie nie zna na komputerach :-D.



Pierwszy post po tak długiej przerwie będzie lekki i przyjemny. Wrzucam kilka zdjęć z naszego ostatniego urlopu. We wtorek wróciliśmy z Teneryfy, tam spędziliśmy kilka dni włącznie z Wielkanocą. Było wspaniale, świetne miejsce na wypoczynek z rodziną. Z czystym sumieniem polecam wszystkim którzy chcą spędzić miły urlop z dziećmi.




Na Teneryfie byliśmy 10 dni. Wszystko rezerwowaliśmy sami przez stronę internetową www.globallatedeals.com. 


Mogę ją z czystym sumieniem polecić wszystkim, którzy chcieliby odwiedzić tą piękną wyspę.Musze przyznać się, że jak mój mąż powiedział mi gdzie chce spędzić urlop, to nie byłam zachwycona. Nawet jak już mieliśmy wszystko zarezerwowane, to bardziej cieszyłam się z tego, że zrobie zakupy w Ikea przed wylotem (ale o tym innym razem) niż z urlopu. Ale jak już wylądowaliśmy i poczułam to ciepło i słońce na mojej twarzy to od razu było mi lepiej. A jak już dostaliśmy nasze auto i dojechaliśmy do hotelu to byłam wniebowzięta. Naprawdę rezerwowałam hotel w ciemno, widząc tylko zdjęcia na stronie internetowej i obawiałam się , że w rzeczywistości może być zupełnie inaczej. Wszystko było ok, pokój fajny, nie za duży, ale dla naszej trójki ok z małym tarasem z widokiem na ocean. Pokój nie za duży ale łazienka spora, bez problemu poruszaliśmy się w niej we trójkę bez ocierania czy obijania się o siebie. Jedzonko pyszne, dużo atrakcji dla dzieci i trzy baseny - BOSKO!!!

Na koniec kilka zdjęć








Jak teraz wklejam te zdjęcia to tak sobie myślę,że w przyszłym roku też się tam wybierzemy :-).