Zakładki

sobota, 18 lipca 2015

z pamiętnika matki sportsmenki 1

Wczorajszy dzień mogę uznać za całkiem udany. Pięć posiłków w równych odstępach czasu dwa treningi i tylko jedna skucha - słodkie rurki do kawy sztuk 4.
Trenerka nas wszystkich Ewka pewnie nie byłaby ze mnie dumna ale i ona powtarza, że czasem można zgrzeszyć. Ja zgrzeszyłam już pierwszego dnia ale poprawiam sobie humor tym, że dwa treningi zaliczone.

Moja waga na dzień dzisiejszy 65 kilo, wzrost 171 cm. Przez ostatnie dwa m-ce przytyło mi się troszkę - 3 kilo nie robie z tego dramatu. Wziełam się za sport dla samej siebie, żeby poprawić troszkę swoją kondycję, bo jest beznadziejna.



A co wczoraj wyćwiczyłam,a no rano Turbo Wyzwanie Ewy Chodakowskiej, a wieczorem zajęcia Insanity. Było super, ciężko ale na koniec satysfakcja wielka. Było warto!!!!!

Zjedzone:
Śniadanie - szklanka ciepłej wody z sokiem z połówki cytryny i miodem. Po 30 minutach owsianka 35g z bananem, płatkami migdałów, 3 suszonymi śliwkami, łyżeczką siemiennia lnianego i mlekiem.

II Śniadanie - szklanka świeżo wyciśniętego soku warzywno-owocowego, kubek kawy z mlekiem i te nieszczęsne rurki z kremem ;-(




Obiad - warzywa gotowane z brązowym ryżem (60g), sos jogurtowo-czosnkowy

Podwieczorek - niebyło miałam w tym czasie zajęcia

Kolacja - 2 kromki chleba żytniego chleba z awokado, szynką i pomidorem + 4 rzodkiewki

W ciągu dnia wypiłam około 2 litrów płynów (wliczam w to również kawę).

Wiem, że niektórzy liczą kawe jako przekąskę. Ja niestety, może dlatego że dopiero jestem na początku mojej przygody, nie wyobrażam sobie dnia bez kawy i muszę ją wypić. I traktuję ją jako dodatek do drugiego śniadania.

To tyle jeśli chodzi o sprawozdanie z wczorajszego dnia. Jutro i w niedzielę pewnie przerwa, bo nie będzie kiedy poćwiczyć.
Zobaczymy jak dalej pójdzie!!!!!!


czwartek, 16 lipca 2015

tata

Wczoraj gdy Żuczek miał swoją drzemkę siadłam na chwilę, żeby dopić zimną kawę. W telewizji leciał właśnie stary odcinek "Na dobre i na złe" (z 2000 roku) pacjentem był pan, u którego zdiagnozowano raka płuc i zamarłam. Nawet nie czułam kiedy łzy zaczeły spływać po polikach i ciężko było mi oderwać się i wrócić do normalnego rytmu dnia.
Do samego końca, nawet jak już leżałam wieczorem w łóżku to ciągle było we mnie to uczucie. Nie potrafię nawet go nazwać, nie jestem najlepsza w pisaniu i w wyrażaniu własnych uczuć, ale napewno był to smutek, żal i ogromna pustka.
Dziś kiedy to piszę mija druga rocznica śmierci mojego tatusia. Nie dowiary jak czas leci. Rok 2013 był dla mnie najwspanialszym i najgorszym rokiem w życiu. Najwspanialszy dlatego, że urodził się Żuczek, na którego tyle czekaliśmy. A najgorszy bo straciłam wspaniałego przyjaciela i najlepszego tatę na świecie, i nawet nie miałam szansy się z nim pożegnać.

Życie wiadomo wróciło do normy. Dzięki Żukowi nie poddałam się i żyłam pełnią życia. Dni zaczeły być normalne, jak przed tym koszmarem. Znów cieszę się z każdego drobiazgu. Wiadomo każdy z nas może na takie sytuacje zaragować inaczej. Ja cieszę się, że udało mi się szybko dojść do siebie i że mam Żuczka i on w jakimś stopniu zapełnił ten smutek w sercu. Prawie każdego dnia łapie się na tym, że ciągle myślę "szkoda, że rodzice nie widzą teraz tego ...", albo "zadzwonie do rodziców".... Jakoś tak mi ciężko przechodzi to przez usta, że taty nie ma.

Czasem jak patrzę na Żuka, to łapię się na tym, że jego wiek będzie mi przypominał o latach bez taty. I żałuję, że Żuczek nie będzie nawet wiedział kim był jego dziadek. Będzie go znał tylko z moich opowieści tego mi najbardziej żal. 
Mam nadzieję i wierzę w to, że gdzieś tam gdzie teraz tato jest patrzy na nas z i widzi jak Żuk rośnie i cieszy się z każdej jego nowej umiejętności i tego jak rozrabia.
kocham.....

piątek, 3 lipca 2015

Zawitało lato

Tak jest przyszło do nas lato . Nie wiem na jak długo, bo u nas pogoda zmienia się z godziny na godzinę, i wyciskamy je jak cytrynę. Bierzemy ile się da z tych ciepłych dni.

Nie łudzę się, że zostanie z nami na dłużej ale celebruję te kilka ciepłych dni, które nam się przytrafiły. Po zimnym maju i czerwcu nareszcie trochę słońca i ciepłego powietrza. Wiem, że i w Polsce ciepłych dni jak na lekarstwo. Ale może to znak, że lato zostanie z nami do późnej jesieni???? Nie jestem optymistką ale pocieszam się myśląc w ten sposób. Poprawia mi to humor :-D.

A co my robimy w te piękne, słoneczne dni. Kiedy temperatura sięga 22stopni i słonko pięknie świeci z nieba:

Spędzamy całe dnie na powietrzu. Przerwę mamy tylko na drzemkę Żuka, która i tak jest dosyć późno (około 2.30) przez to, że jest tak ciepło Żuczkowi nie spieszy się do spania,
 
    Imprezujemy na placu zabaw, spędzamy tam poranki i późne popołudnia,
    Szalejemy na podwórku, gramy w piłkę, porządkujemy naszą przestrzeń, pielimy grzątki, leżymy do góry brzuchami na kocu i liczymy chmury,


    Jemy lody, jogurty, robimy codziennie świeżo wyciskane soki i smoothie,



     Pieczemy domowe ciasta z sezonowymi owocami



    Jemy a nawet można by powiedzieć pożeramy tony truskawek i rzodkiewki. Nareszcie smakują latem są PYCHA!!!!!!!,



    Robimy pikniki na plaży, Żuczek szaleje na piachu dosłownie pływa w nim, bo woda w morzu jest bardzo zimna,

    Co do zimnej wody w morzu to jakoś sobie radzimy i jeździmy regularnie na basen, tam Żuczek może się wymoczyć do woli


    Takie to nasze lato jest zwykłe-niezwykłe. Dla kogoś z boku może być nuuuudne, ale dal nas codzienność jest magiczna i taka nasza w całej okazałości. Nasze radości i smutki. Te żukowe uśmiechy i radość z prostych i zwykłych rzeczy jest czymś najwspanialszym na świecie.
    Mam nadzieję, że Wy również cieszycie się piękną pogodą. U Was lato pewnie zagości na dłużej.