Zakładki

wtorek, 19 marca 2013

Po porodzie

Jeszcze będąc w ciąży lubiałam czytać relacje dziewczyn z porodu i po porodzie. Nie przerażały mnie i nie powodowały, że później myślałam jak to będzie ze mną. Zbierałam informację i kodowałam je w głowie. Jednak mój poród i te 5 dób jakie spędziłam w szpitalu kompletnie mnie rozbiły.Jak było po porodzie???? Moje odczucia i przemyślenia????
Powiem szczerze, że po cesarce byłam wykonczona. Poród który trwał 24 godziny + cesarka dały mi mocno w kość. Po powrocie na salę ogólną, bo nie było wolnych pokoi, mąż pojechał po moich rodziców i wrócił z nimi aby przedstawić wnuka. Ten czas był wspaniały, pośmialiśmy się, nagraliśmy maluszka na kamerę i gadaliśmy. Ale niestety czas szybko leciał i bliscy musieli wracać do domu, bo skończyły się odwiedziny. Zostałam sama z maluszkiem. Okazało się, że podczas porodu straciłam dużo krwi i muszę mieć transfuzję. Całą noc byłam podłączona do kroplówki z krwią i podziwiałam mojego maluszka. A na niego narzekać nie mogłam spał smacznie prawie cała noc, nie płakał ani razu. Nie mogłam spać, myślę że adrenalina wciąż działała. Muszę przyznać, że położne w szpitalu były wspaniałe. Pomogły mi bardzo piewszej nocy kiedy to nie mogłam wstawać. podawały mi maluszka do karmienia i sprawdzały czy wszystko z nami ok.
Następny dzień był już gorszy, musiałam wstać i powoli zacząć się przemieszczać. Odwiedziny zaczynały się dopiero o 14.30 więc tyle czasu siedziałam wpatrzona w zegarek i czekałam na męża i rodziców. Dostałam również swój pokój i niestety ale nie był to najlepszy pomysł. Lepiej czułabym się gdybym była na sali z innymi matkami. Bo sama w pokoju z dzidziusiem i po cesarce - nie najlepszy pomysł. Bałam się wstać z łóżka więc jak coś potrzebowałam wzywałam położne nie zmrużyłam oka bo bałam się o maluszka. Nie mogłam odpocząć.
Na następny dzień i noc było to samo strach, panika i mętlik w głowie. Noce są takie długie jak spędza się je samemu. Człowiek ma za dużo czasu i myśli o wszystkim i szuka na siłę problemów.
Karmienie szło całkiem nieźle. Na początku miałam problem z przystawieniem maluszka do piersi, nie wiedziałam jak się do tego zabrać, jak go chwycić, jak przytrzymać żeby było mu wygodnie. Ale naszczęście mogłam liczyć na położne, które na każde moje wezwanie były w pokoju. Powoli jakoś dawałam sobie rade, choć były lepsze i gorsze momenty.
W sobote po południu odłączyli mnie od cewnika więc jak chciałam siusiu to musiałam już wstawać, nie powiem żeby to było przyjemne uczucie. Wszystko bolało i rwało-masakra, miałam wszystko opuchnięte, moje łydki wyglądały jak balerowny- nabrzmiałe i spuchnięte. Byłam przerażona swoim wyglądem. Ale miałam dobre leki dostawałam zastrzyki w brzuch oraz jakieś tabletki przeciwbólowe, po których była znaczna ulga i wszystkie czynności wykonywało się łatwiej.
Niedziela była ok. Czułam się lepiej, mąż przyjechał na cały dzień i mieliśmy nasze chwile. Spędziliśmy całą niedzielę razem tuląc naszego małego misiaczka i rozczulając się nad tym jaki jest słodziutki i delikatny. Jednak dzień szybko zleciał i mąż o 20.30 musiał nas zostawić. Znów byłam sama z maluszkiem. Nie mogłam spać obserwowałam go całą noc i marzyłam tylko o tym, żeby już był poniedziałek, bo tego dnia wypisali mnie do domu.
A w poniedziałek od rana wizyty lekarzy, którzy sprawdzali mnie i maluszka czy wszystko z nami ok. O 13 przyjechał po mnie mąż z mamą i spakowaliśmy się i wróciliśmy do domku.
Podsumowując pobyt w szpitalu:
  • opieka na 5 z plusem, położne pomocne i na każde zawołanie pacjentów,
  • dostałam leki na następne dwa tygodnie, także nie musiałam się martwić o wykupienie ecepty czy ból po przyjeździe do domu,
  • jedzonko pyszne, nie było żadnych ograniczeń, że tego nie możesz albo musisz jeść same suchary i kleik. Gdy zapytałam o dietę matki karmiącej powiedziano mi, że mogę jeść wszystko ale ja i tak wystrzegałam się różnych produktów,
  • cały zabieg cc był szybki i sprawny, najlepsze było to, że mąż był ze mną, trzymał mnie za rękę i odrazu po sprawdzeniu dostał małego do rąk i mogliśmy go podziwiać, dotykać i całować. Ja miałam ograniczony dostęp bo mnie szyto ale podstawiono mi robaczka żebym mogła go pocałować i przytulić,
  • znieczulenie zewnątrzoponowe najlepszy przyjaciel rodzącej, wspaniała rzecz dobrze, że nie musiałam się martwić czy je dostanę czy nie ;P
  • jedyny minus dla mnie to zbyt długo mnie tam trzymali i ten nieszczęsny pokój jednoosobowy powodował u mnie ataki paniki, strach co teraz będzie.
Ale poród już za nami nasz kurczaczek jest w domku od ponad 3 tygodni. Jesteśmy zmęczeni, przerażeni ale szczęśliwi, że nam się udało stworzyć coś tak pięknego i idealnego jak nasz synek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz