Zakładki

piątek, 22 marca 2013

Miesięczniak

Tak więc dziś o 14:39 minie miesiąc jak moja mała rybka jest z nami. Najdłuższy i zarazem najkrótszy miesiąc w moim życiu. Jaki był???? Ciężki, męczący, pełen łez, nerwów, walki o większe pokłady cierpliwości.

Co u małej rybki, a więc:
  • nie lubi się ubierać,
  • jest głodomorem, mlekożercą, pochłania mleczko z cycusia z szybkością ponaddźwiękową (moje sutki przechodzą to strasznie),
  • robi piękne kupki średnio 4-6 dziennie (teraz gdy podaje mu infacol to jest chyba gorzej, bo kupki są bardziej luźne),
  • uwielbia zasypiać na rączkach, rodzice ledwo co mają siły żeby go nosić,
  • noce śpi w łóżeczku,
  • wyrósł już z pierwszych ciuszków rozmiar new born, a i te do miesiąca robią się małe,
  • nie lubi leżeć na brzuszku, jak już go położymy to nie zawsze przekręci główkę ale podnosi ją do góry,
  • jest bardzo silny, gdy leży na plecach to podnosi główkę, jak trzymam go na ramieniu do odbicia to podnosi i kręci główką trzeba go pilnować i asekurować,
  • chwyta za palec,
  • wodzi oczkami za moją twarzą,
  • potrafi skupić wzrok na jednym przedmiocie,
  • uwielbia wcinać i ssać swoje piąstki,
  • wczoraj zapłakał łzami!!!!!!!!,
A tak poza tym to martwie się jego kolkami i niespokojnym snem. Kolki dopadają go wieczorem albo nad ranem. Niespokojny sen jest spowodowany tym, że męczą go kupki i bączki. Przed każdym bąkiem i kupą męczy się, pręży i spina to powoduje, że wybudza się.

A jak mama radziła sobie przez ten miesiąc, a no nie najlepiej. Macierzyństwo przerosło mnie, nie spodziewałam się, że pochłania ono tyle energii. Nie zrozumcie mnie źle kocham mojego synka i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Ale poród, ta cesarka i dochodzenie do siebie po niej, szał hormonów i te wszystkie nowości związane z pielęgnacją i opieką nad bobaskiem - nie umiałam tego sobie poukładać odpowiednio. Dobrze, że moi rodzice byli i mi pomogli, dzięki nim miałam chwile oddechu i dystansu. Mama i tatko podnosili mnie na duchu gdy hormony dawały o sobie znać i płakałam całe dnie. Pocieszali i tłumaczyli że nie ja pierwsza zmierzam się z takimi dylematami.

Miesiąc z moim kochanym synkiem jak to szybko leci ale jestem ciekawa co przyniosą nowe miesiące.

Pierwszy dzień wiosny

21-03 PIERWSZY DZIEŃ WIOSNY//??!!!!!!! Ale gdzie ta wiosna????? U nas zimno i wietrznie, popaduje sobie na przemian śnieg lub deszcz czasem świeci słońce. Ja chcę żeby było już ciepło!!!!!
Mam dość ubierania malucha w kombinezony, przykrywania go kocem, grubych czap. Chcem słońca i ciepłego powietrza.
Cała wyprawa na spacer jest mega męcząca. Ubranie malucha i potem siebie, wyprowadzenie wózka, a do tego ta cholernie mała gondola powoduje u mnie atak histeri. Jak ubieram małego w cieplejsze śpiochy i czapeczki to już jestem zgrzana i zmęczona, później walczę z założeniem kombinezonu ale najgorsza walka to włożenie tak zapakowanego maluszka w gondolę. W takim stroju ledwo co mieści się w gondoli a jeszcze kocyk i futerał na wieżch. Dramat żałuję, że kupiłam ten wózek ale teraz już nic nie zrobie i muszę się męczyć. Potem wyprowadzenie wózka z domu, szybko wskakuje w kurtkę i jesteśmy gotowi. Niewspomniałam o tym, że maluszek zazwyczaj ostro protestuje płacząc i prężąc się przy ubieraniu, wtedy ja jestem już upocona i cała czerwona.
Ale jak jesteśmy już gotowi wyruszamy sobie na spacerek. Maluszek zazwyczaj śpi, czasami troszkę się kręci. Chodzimy sobie przeważnie 1,5 godzinki, nie dłużej bo na razie wiosny nie ma i pogoda daje popalić.  Z tego co zapowiadają w najbliższym czasie pogoda się nie poprawi a nawet może się pogorszyć. Cóż witaj wiosno!!!!!!
A to dowód, że wiosna powoli i nieśmiało się pokazuje

środa, 20 marca 2013

Kolki

Tak, tak dopadły mojego Maluszka kolki i wiatry. Masakra jakaś pręży się bidulek, płacze tak że jest cały czerwony i niczym nie można go uspokoić. Tak mi go szkoda zrobiłabym wszystko żeby mu pomóc. Szukałam na internecie porad, pytałam położnej o jakieś rady i o to co znalazłam.
Tak naprawdę to nie wiadomo co jest przyczyną kolek ale co drugie dziecko na nie cierpi. Lekarze uważają że przyczyną kolki jest:
  • nadmiar powietrza jakie łyka dziecko podczas karmienia, powoduje powstawanie pęcherzyków powietrza w jelitach i to powoduje problem z oddawaniem bączków,
  • stres czyli maluszek odreagowuje wrażenia z całego dnia i to powoduje u niego kolki.
Objawy kolki:
  • ciągły, głośny płacz dziecka, szczególnie wieczorami,
  • nie pomaga przystawienie maluszka do piersi, ani tulenie czy kołysanie,
  • wieżganie nóżkami i kurczenie ich,
  • twardy i napięty brzuszek.
Jak można sobie z nimi poradzić:
  • masować brzuszek maluszka zgodnie z ruchem wskazówek zegara, kilka razy dziennie,
  • jeżeli karmimy maluszka piersią odciągnąć troszkę mleka, żeby łatwiej mu było chwytać pierś i żeby mleczko nie leciało zbyt szybko, wtedy maluch nie będzie łyka powietrza,
  • lepiej karmić maluszka częściej a krócej, lepiej również jeśli je tylko z jednej piersi a nie z dwóch,
  • najlepiej ułożyć dziecko w takiej pozycji, że głowa jest wyżej niż nóżki, a najlepiej jeśli mam odchyli się troszkę do tyłu i położy maluszka na sobie wtedy masujemy automatycznie brzuszek maluszka,
  • ciepłe kąpiele lub położenie ciepłej pieluszki, termoforu lub podmuch ciepłego powietrza z suszarki na brzuszek, który jest zabezpieczony pieluszką. Nie dmuchamy ciepłym powietrzem bezpośrednio na brzuszek maluszka,
  • po każdym karmieniu należy położyć dzidziusia w pozycji pionowej na ramieniu, tak żeby mu się odbiło,
  • można pić odrobinę soku z pomarańczy lub jeść suszone śliwki, ponoć przynoszą ulgę maluszkowi,
  • ostatecznie można podać środki apteczne.
Tak więc walczymy z kolkami. Staram się masować mojego maluszka, pracujemy też nóżkami ale nie przynosi to efektu. Jestem już zmęczona i wiem, że powinnam zachować zimną krew jak malutek płacze ale nie potrafie. Sama zaraz zaczynam płakać, że nie potrafie pomóc własnemu dziecku. Wiem, że wiele dzieci cierpi na kolki ale jak tu przetrwać do 3 miesięcy (tyle mogą trwać kolki) jak ja po 2 nocach mam dosyć.
Dziś dałam maluszkowi lekarstwo INFACOL, nie wiem czy pomoże ale już nie wiem co robić. Producent zaleca podawanie lekarstwa przed każdym karmieniem ale ja będę podawać co drugie na początek. Zobaczymy czy będą rezultaty.

Spacerek

Wczoraj miałam swój pierwszy spacerek z moim Synulkiem. Tylko niech nikt nie myśli, że przez 3 tygodnie nie byłam z Synkiem na spacerze. Oczywiście zaczeliśmy wychodzić z maluszkiem jak miał 5 dni. Najpierw na 15 min i z każdym dniem o 10 minut dłużej. Ale niestety nie miałam przyjemności prowadzić wózka aż do wczoraj. Byli moi rodzice przez 3 tygodnie i to oni zawsze prowadzili maluszka, ja nie miałam szans dostać się do wózka. Zresztą nie chciałam odbierać przyjemności dziadką, którzy teraz nie wiadomo kiedy przyjadą do wnusia.
Muszę przyznać, że było mi dziwnie tak samej chodzić z wózkiem. Muszę do tego przywyknąć :P
Do tej pory chodziłam z rodzicami, tak wiem to tylko trochę więcej niż 2 tygodnie, i było z kim porozmawiać i pośmiać się. A teraz tak zupełnie sama, tylko ja i moja kruszynka. Nie zrozumcie mnie źle ja tęsknie za rodzicami, zawsze byłam z nimi blisko i do tej pory jest mi ciężko kiedy się z nimi żegnam. Potrzebuje trochę czasu żeby się przyzwyczaić do bycia tylko z mężem i synulkiem.
Pewnie jak tylko będzie łądniejsza pogoda to i mi humor się poprawi i wszystko będzie sprawiało więcej przyjemności.
na spacerku
A i jeszcze chciałam napisać o wózku. Wiem, że to był mój pierwszy spacer, trwał tylko 1,5 godzinki, ale już mam kilka uwag odnośnie wózka - graco symbio:
  • gondola jest bardzo krótka i wąska, jak maluch jest ubrany w kombinezon i chcę przykryć go jeszcze kocykiem to już nie ma miejsca. Masakra maluszek nie może się poruszyć jak go wsadzę,
  • koszyk pod wózkiem beznadzieja, malutki nie praktyczny, nic nie można większego do niego wsadzić,
  • koła, tylne są ok duże i pąpowane, ale te z przodu małe i nawet jak je zablokuje się żeby się nie kręciły to i tak się ruszają troszkę na boki i kręcą,
  • osłonka na zewnątrz też jest niepraktyczna, nie zasłania przed wiatrem. Ta część która powinna zasłaniać twarzyczkę jest miękka i nie chce stać w pionie.  
Jednym słowem wózek nie jest najlepszy, kupiłam go po przeczytaniu wielu opinii i obejrzeniu wielu filmów i niestety jestem niezadowolona. Ale teraz już za późno i będziemy jeździć tą naszą furą do końca. Mam nadzieję tylko że pogoda szybko się ładna zrobi i nie będziemy używać kombinezonu.

wtorek, 19 marca 2013

Z miłości

Taka była droga naszego maluszka do nas. Zrodził się z ogromnej miłości dwóch dorosłych i ułożonych osób. Czekaliśmy na niego naprawdę długo, staraliśmy się prawie 4 lata i gdy straciliśmy już nadzieję, że kiedyś się pojawi okazało się, że jestem w ciąży. 7,5miesięca strachu i obaw (dowiedziałam się, że jestem w ciąży w 6 tygodniu) czy napewno wszystko jest ok z maluszkiem. Czy moja choroba i problemy zdrowotne nie wpłyną na niego. Wiele łez wylanych z tego powodu i nieprzespanych nocy. Tysiące myśli kłębiących się w głowie czy napewno damy radę. Milion obaw i olbrzymi strach, który pojawiał się z nienacka i odbierał mi siły.
Pierwsze usg i bicie serduszka naszej malutkiej kijanki sprawiły, że świat zmienił się o 180 stopni.
Drugie usg w 12 tygodniu i strach czy wszystkie wyniki wyjdą dobre. Najdłuższe dwa tygodnie po usg jakie chyba przytrafiły mi się w życiu czyli czekanie na wyniki badań maluszka. Wielka radość i łzy, że wszystko ok.
Trzecie usg połówkowe, przerażało mnie najbardziej, ale wszystko było ok. Poznaliśmy płeć naszej rybki. Będziemy mieć synusia najwspanialsza nowina na świecie. Nigdy nie miałam tak, że wolałabym dziewczynkę bo można jej sukienki kupować. Och co to był za moment. Łzy płyneły nam po polikach a uśmiech nie schodził z twarzy.
Kolejne dwa usg też powodowały strach i oby czy wszystko ok ale już mniejszy, bo czułam mojego synusia w brzuszku jak się ruszał. To jedno z najwspanialszych uczuć, faceci mogą nam tylko zazdrościć. Zresztą mój mąż zawsze mi to powtarzał i pytał jak to jest czuć naszą rybkę w brzuszku.
Pierwsze ruchy czułam między 17 a 18 tygodniem i w tedy jeszcze nie wiedziałam że to jest to. Ale jak powtarzyały się w miarę regularnie to wpadłam na to, że moja rybka pływa sobie w brzuszku.

Pierwsze słowa mojego męża gdy zobaczył małą fasolkę na ekranie usg były: wygląda jak rybka!!!!
I tak zostało był naszą rybką całą ciążę i urodził się rybką. A dokładnie jego znak zodiaku to ryby ;P
Kochana nasza rybeczka jest z nami i dzięki niej nasz świat zyskał nowe bardziej kolorowe barwy a nasza miłość stała się jeszcze większa. Kocham moich panów :)

Po porodzie

Jeszcze będąc w ciąży lubiałam czytać relacje dziewczyn z porodu i po porodzie. Nie przerażały mnie i nie powodowały, że później myślałam jak to będzie ze mną. Zbierałam informację i kodowałam je w głowie. Jednak mój poród i te 5 dób jakie spędziłam w szpitalu kompletnie mnie rozbiły.Jak było po porodzie???? Moje odczucia i przemyślenia????
Powiem szczerze, że po cesarce byłam wykonczona. Poród który trwał 24 godziny + cesarka dały mi mocno w kość. Po powrocie na salę ogólną, bo nie było wolnych pokoi, mąż pojechał po moich rodziców i wrócił z nimi aby przedstawić wnuka. Ten czas był wspaniały, pośmialiśmy się, nagraliśmy maluszka na kamerę i gadaliśmy. Ale niestety czas szybko leciał i bliscy musieli wracać do domu, bo skończyły się odwiedziny. Zostałam sama z maluszkiem. Okazało się, że podczas porodu straciłam dużo krwi i muszę mieć transfuzję. Całą noc byłam podłączona do kroplówki z krwią i podziwiałam mojego maluszka. A na niego narzekać nie mogłam spał smacznie prawie cała noc, nie płakał ani razu. Nie mogłam spać, myślę że adrenalina wciąż działała. Muszę przyznać, że położne w szpitalu były wspaniałe. Pomogły mi bardzo piewszej nocy kiedy to nie mogłam wstawać. podawały mi maluszka do karmienia i sprawdzały czy wszystko z nami ok.
Następny dzień był już gorszy, musiałam wstać i powoli zacząć się przemieszczać. Odwiedziny zaczynały się dopiero o 14.30 więc tyle czasu siedziałam wpatrzona w zegarek i czekałam na męża i rodziców. Dostałam również swój pokój i niestety ale nie był to najlepszy pomysł. Lepiej czułabym się gdybym była na sali z innymi matkami. Bo sama w pokoju z dzidziusiem i po cesarce - nie najlepszy pomysł. Bałam się wstać z łóżka więc jak coś potrzebowałam wzywałam położne nie zmrużyłam oka bo bałam się o maluszka. Nie mogłam odpocząć.
Na następny dzień i noc było to samo strach, panika i mętlik w głowie. Noce są takie długie jak spędza się je samemu. Człowiek ma za dużo czasu i myśli o wszystkim i szuka na siłę problemów.
Karmienie szło całkiem nieźle. Na początku miałam problem z przystawieniem maluszka do piersi, nie wiedziałam jak się do tego zabrać, jak go chwycić, jak przytrzymać żeby było mu wygodnie. Ale naszczęście mogłam liczyć na położne, które na każde moje wezwanie były w pokoju. Powoli jakoś dawałam sobie rade, choć były lepsze i gorsze momenty.
W sobote po południu odłączyli mnie od cewnika więc jak chciałam siusiu to musiałam już wstawać, nie powiem żeby to było przyjemne uczucie. Wszystko bolało i rwało-masakra, miałam wszystko opuchnięte, moje łydki wyglądały jak balerowny- nabrzmiałe i spuchnięte. Byłam przerażona swoim wyglądem. Ale miałam dobre leki dostawałam zastrzyki w brzuch oraz jakieś tabletki przeciwbólowe, po których była znaczna ulga i wszystkie czynności wykonywało się łatwiej.
Niedziela była ok. Czułam się lepiej, mąż przyjechał na cały dzień i mieliśmy nasze chwile. Spędziliśmy całą niedzielę razem tuląc naszego małego misiaczka i rozczulając się nad tym jaki jest słodziutki i delikatny. Jednak dzień szybko zleciał i mąż o 20.30 musiał nas zostawić. Znów byłam sama z maluszkiem. Nie mogłam spać obserwowałam go całą noc i marzyłam tylko o tym, żeby już był poniedziałek, bo tego dnia wypisali mnie do domu.
A w poniedziałek od rana wizyty lekarzy, którzy sprawdzali mnie i maluszka czy wszystko z nami ok. O 13 przyjechał po mnie mąż z mamą i spakowaliśmy się i wróciliśmy do domku.
Podsumowując pobyt w szpitalu:
  • opieka na 5 z plusem, położne pomocne i na każde zawołanie pacjentów,
  • dostałam leki na następne dwa tygodnie, także nie musiałam się martwić o wykupienie ecepty czy ból po przyjeździe do domu,
  • jedzonko pyszne, nie było żadnych ograniczeń, że tego nie możesz albo musisz jeść same suchary i kleik. Gdy zapytałam o dietę matki karmiącej powiedziano mi, że mogę jeść wszystko ale ja i tak wystrzegałam się różnych produktów,
  • cały zabieg cc był szybki i sprawny, najlepsze było to, że mąż był ze mną, trzymał mnie za rękę i odrazu po sprawdzeniu dostał małego do rąk i mogliśmy go podziwiać, dotykać i całować. Ja miałam ograniczony dostęp bo mnie szyto ale podstawiono mi robaczka żebym mogła go pocałować i przytulić,
  • znieczulenie zewnątrzoponowe najlepszy przyjaciel rodzącej, wspaniała rzecz dobrze, że nie musiałam się martwić czy je dostanę czy nie ;P
  • jedyny minus dla mnie to zbyt długo mnie tam trzymali i ten nieszczęsny pokój jednoosobowy powodował u mnie ataki paniki, strach co teraz będzie.
Ale poród już za nami nasz kurczaczek jest w domku od ponad 3 tygodni. Jesteśmy zmęczeni, przerażeni ale szczęśliwi, że nam się udało stworzyć coś tak pięknego i idealnego jak nasz synek.

środa, 13 marca 2013

poród

Chyba nadszedł czas aby opisać mój poród. Jestem już 2,5 tygodnia po ale ciągle brak czasu na wszystko a w szczególności żeby siąść do kompa.
A więc zaczeło się w środę 20-02-13 o 20.00. Wróciliśmy z zakupów i mieliśmy iść się kąpać, kiedy wstawałam z krzesła poczułam jak zrobiło mi się mokro. Mąż zobaczył moją minę i spytał czy coś się stało, ja na to, że albo odeszły mi wody albo już nie kontroluje swojego pęcherza ;D. Okazało sie to pierwsze. Zadzwoniłam więc do szpitala i kazali nam przyjechać. Nim pojechaliśmy wziełam jeszcze szybki prysznic, dopakowałam torbę i ruszyliśmy. Dobrze że był wieczór to na trasie nie było ruchu, do szpitala mamy 40 mil i droga aktualnie jest w remoncie, i dojechaliśmy w miarę szybko.
W szpitalu dostałam swój pokój i podłączono mnie do KTG ale nie było regularnych skurczy. Przyszli lekarze i zaproponowali mi dwie opcje: zostać w szpitalu lub wrócić do domu i jak zaczną się regularne skurcze przyjechać. Zdecydowałam się zostać, bo remont na trasie do szpitala powoduje duże korki i poza tym ten dystans 40 mil. Mąż spedził noc w samochodzie, a na następny dzień jechał po moich rodziców 300 mil. Baliśmy się żeby poród nie zaczął się kiedy mój mąż będzie w trasie ale synuś postanowił inaczej.
Całą noc miałam lekkie skurcze i sączyły się ze mnie wody, dostałam tabletki pzeciw bólowe i przetrwała noc. Na następny dzień około godziny 12 zaczełam czuć silniejsze skurcze dostałam zastrzyk i tabletkę, która miała przyspieszyć rozwarcie, bo bóle były dosyć silne ale rozwarcie tylko na 1 cm. O 13 poszłam wziąć gorącą kąpiel. Lerzałam sobie w gorącej wodzie i było mi tak dobrze :D. Jak wyszłam to wypadł mi czop. Ubrałam się i jak doszłam do siebie do pokoju to zaczeło się. Bóle tak silne, że odrazu powaliły mnie na łóżko, wezwałam położną i ona zdecydowała o przeniesieniu mnie na porodówkę.
 A na porodówce czekało już na mnie łóżko i panie położne. Zbadano mi rozwarcie (było tylko 4 cm) i zdecydowano o podłączeniu kroplówki, która ma przyspieszyć rozwarcie. Skurcze były już mega, dostałam gaz-rozweselacz, który przez chwile pomagał a potem morfinę, po której odleciałam. Zdążyłam tylko wysłać sms do męża, żeby się pospieszył bo chyba się zaczyna na poważnie. I tak było do 20.00.
O 20.00 postanowiono dać mi znieczulenie zewnątrz oponowe. Dobrze, że mój mąż już był ze mną i wspierał mnie gdy wkuwano mi igłę w kręgosłup. Całą noc spędziłam z mężem, kroplówkami i nad ranem miałam tylko 8 cm. zdecydowano o jeszcze 1 kroplówce i jak po niej nic nie będzie się działo to cesarka. Byłam już taka zmęczona, że nawet nie chciało mi się dyskutować z lekarzami. O 12.30 zbadano mnie i miałam 9 cm, przyszed lekarz żeby stwierdzić czy jestem gotowa do porodu ale stwierdził, że synalek mój nie wyjdzie i żeby dać mi jeszcze jedną kroplówę. Wtedy już nie wytrzymałam i zaczełam płakać i prosić o cesarkę bo to już tak długo i nic. Więc lekarz zadecydował, że nie czekamy dłużej i przygotowujemy się do cesarki.
Około 13.20 byłam już na sali opeacyjnej  razem z mężem, który cały czas mnie wspierał i trzymał za rękę. Jeszcze poproszono mnie, żebym próbowała przeć ale nic z tego i mnie pokrojono.
I o 14.39 usłyszałam płacz, najwspanialszy dźwięk na świecie, odrazu wszystko przeszło i ból i zmęczenie. Nie będę pisać jak się czułam w czasie cesarki, żeby nie zrażać innych. Po 24 godzinach, od kiedy przewieziono mnie na porodówkę, pojawił się nasz cud, został zbadany, umyty i oddany mojemu mężowi. Pierwsze wrażenie jak go zobaczyłam-ile on ma włosów!!!!!!!
Mąż  był przeszczęśliwy, dano mi synka do pocałowania i przytulenia. Był taki cieplutki i malutki poprostu najwspanialszy.
Później opisze resztę idę karmić. Trochę wszystko chaotycznie opisane ale wspomnienia wróciły i tyle by się chciało opisać....

wtorek, 12 marca 2013

Niespokojne noce

Wczoraj nasz maluszek miał dosyć ciężką noc. Pierwszy raz był bardzo niespokojny, machał rączkami i nóżkami, mruczał przez sen i spał bardzo płytko. Zdażało mu się przebudzić pomarudzić trochę i zasnąć ponownie. Nie wiem czym to jest spowodowane, do tej pory spał całkiem nieźle. Myślałam, że już nocki będą chociaż przebiegać według jakiegoś schematu ale chyba za bardzo się cieszyłam. Do tej pory Maluszek spał 2,5-3 godzinki i budził się na karmienie, czasami miał problem z zaśnięciem po karmieniu ale dawaliśmy radę. A teraz jeżeli będzie miał takie nocki jak tą poprzednią to będzie ciężko.
Na początku myślałam, że może to moja wina bo coś zjadłam ale kontroluje się i moja dieta jest naprawdę uboga. Tylko kurczaczek, delikatne zupki, wędlinki chudziutkie, ryż, ziemniaki, marchewka i z owoców to jabłko. Może to wina borówek amerykańskich, zjadłam ich kilka.
Ogólnie maluch robi ładne kupki i dosyć często 4-5 razy dziennie. Może jaego malutkie "flaczki" się kształtują i dlatego ma taki niespokojny sen????? NIEWIEM??????????
Najgorsze jest to, że moi rodzice są z nami tylko do końca tygodnia i w niedzielę wracają do kraju. Staram się myśleć pozytywnie, że dam sobie radę. Ale jak sobie pomyślę, że będę całe dnie sama, bo mąż wócił już do pracy a rodzice wyjadą, to mam łzy w oczach. Mam nadzieję, że pozytywne myślenie zdziała cuda i dam radę ogarnąć wszystko jak będę sama. Mój kochany maluszek i ja zostajemy sami w niedzielę - mamy wielki sprawdzian czy damy radę czy nie.


najpiękniejsze stópki na świecie

środa, 6 marca 2013

tak na szybko

Brak czasu na wszystko. Nasz Pupuś jest przesłodki i kochany ale pochłania cały nasz czas, do tego są z nami moi rodzice, z którymi chcę spędzić jak najwięcej czasu. Nie potrafię jeszcze się zorganizować, rana po cesarce prawie zagojona ale ciągle ją odczuwam i nie wszystko mogę jescze zrobić. Nocki bywają ciężkie ale przetrwamy. Rodzice bardzo dużo nam pomagają, bardzo się cieszę, że są u nas. Dzięki nim mam czas iść z mężem na spacer i złapać oddech. Czasami wydaje mi się, że nie dam rady ogarnąć tego wszystkiego jak mąż wróci do pracy a rodzice do domu. Powoduje to u mnie duży smutek i myślę o tym cały czas. Przeraża mnie to ale mam nadzieję, że zbiorę się w sobie, ogarnę wszystko i będe mogła sobie zaplanować jakoś dzień.
Ciekawe czy wszystkie mamy tak miały na początku, że brakowało im czasu na wszystko i martwiły się o to czy dadzą radę. Mam nadzieję, że nie jestem jedyną która ma takie obawy.